Pewniej nocy kierowca samochodu campingowego, zjeżdżając ze wzniesienia, stracił panowanie nad pojazdem. Uderzył we frontowe drzwi domu, który znajdował się na dole. Ratownicy, kiedy weszli do środka budynku, bardzo się zdziwili. W łóżku zastali kobietę, która dalej spała. Po chwili z pokoju obok rozległ się płacz małego dziecka. Matka poderwała się na równe nogi.
Co ta historia ma wspólnego z naszymi rozmowami z dziećmi i staraniami o awans w pracy?
- Chciałbym ubiegać się o podwyżkę w pracy, ale w sumie to nie jestem pewien, czy mi się ona należy.
- Chyba nie jestem wystarczająco dobrym ojcem, bo choć się staram, to i tak mi nie wychodzi wychowanie.
- Chyba zbyt mało z siebie daję i powinienem więcej pracować, bo przecież znajomy wokół mnie życie lepiej wychodzi niż mnie.
- Daję sobą pomiatać, ale nie mam pojęcia, jak sobie z tym poradzić.
Wiele lat temu złożyłem wypowiedzenie w mojej pierwszej pracy. Nie podobały mi się zmiany kierownictwa, nie akceptowałem sposobu zarządzania i nie chciałem pracować w panującej tam wtedy atmosferze. Argumentów za moją decyzją miałem mnóstwo. Spodziewałem się też, że moja decyzja nie będzie przyjęta z entuzjazmem, ale miałem prawo do rozwiązania umowy o pracę. Usłyszałem od przełożonego kilka słów, których nie miał podstaw powiedzieć, bo znał mnie zaledwie od kilku dni. I choć nie miał zupełnie prawa do oceny moich kwalifikacji, to do dziś dzwoni ona w mojej głowie. Została ze mną, choć przez kilka lat pracy w tamtym miejscu usłyszałem również sporo pozytywnych ocen i miałem swoją, równie ważną.
Te myśli, które co jakiś czas rodzą się w naszych głowach, to niekończące się echo słów, które zagnieździły się w nas, kiedy byliśmy dziećmi.
Każdy z nas usłyszał nieśmiertelne słowa:
Jako dorośli, nawet jeżeli usłyszymy tego rodzaju epitety pod swoim adresem, to jesteśmy w stanie nabrać do nich odpowiedniego dystansu. Zdajemy sobie sprawę, że z każdą opinią możemy dyskutować. Z dziećmi jest jednak inaczej.
Dla małego człowieka ten duży jest punktem odniesienia. Dziecko uczy się, kim jest, obserwując i słuchając swoich rodziców. Wielu z nas dorastało w końcówce XX-tego wieku, kiedy dorośli uważali, że „ryby i dzieci głosu nie mają” i że są one pomniejszoną kopią dorosłego. Byliśmy też porównywani do innych, oceniani przez ułomny system edukacji szkolnej i wpajano nam, że starszy zawsze wie lepiej. Kiedy do tego dochodziła nieobecność ojca, to jako chłopcy braliśmy na siebie odpowiedzialność za chore relacje w rodzinie: byliśmy za wcześniej dorośli, winiliśmy się za błędy ojca lub wmawiano nam, że mężczyźni zawsze są tacy źli.
Doświadczenia prowadzone przez badaczy pokazują, że wszystko, czego doświadczyliśmy, zostaje z nami. Korzystamy tylko z ułamka wspomnień, ale pobudzenie odpowiednich części naszego mózgu wywołuje obrazy z przeszłości, które dawno zatarły się w naszej świadomości. Filtrujemy je na własny użytek, a tym filtrem jest opinia, którą mamy o sobie. To dlatego na początku przytoczyłem tę historię z matką, której nie obudził huk wypadku samochodowego, ale wystarczyło kwilenie dziecka, by wróciła do pełni świadomości. To jest przykład, który pokazuje, jak wybiórczo odbieramy otoczenie. Kiedy dziecko słyszy od osoby, której ufa, a taką przecież jest ojciec, że jest…, to w to uwierzy i będzie szukało w swoich doświadczeniach potwierdzenia, tego co usłyszało. I nikt mu już nie wmówi, że… "białe jest białe, a czarne jest czarne".
Po pierwsze, to praca nad sobą. Odbudowanie poczucia własnej wartości wymaga czasu, ale jest kluczem do skutecznego ojcostwa. Bez tego etapu każda próba wdrożenia zmiany w wychowaniu będzie wychodziła sztucznie.
Dopiero w drugiej kolejności sięganie po dobre zasady komunikacji z dzieckiem przyniesie efekty, których oczekujemy.